Wyjechaliśmy z domu w środę tuż po północy. Była to długa podróż przez USA, z New Jersey do Kalifornii, prawie 1000 mil dziennie. Miałem w planie zobaczyć kilka ciekawych miejsc po drodze, ale zawsze wypadło tak, że przejeżdżaliśmy tam w nocy. Nie było przerw na zwiedzanie tym razem, nie chciałem opóźniać naszego przekroczenia granicy do Meksyku, które zaplanowane było na sobotę rano. Po drodze, w stanie Nowy Meksyk, tuż przed Albuquerque Policja całkowicie zamknęła autostradę nr.40, którą jechaliśmy. Czekaliśmy tam prawie dwie godziny, lecz szosa nadal była zamknięta. Drogi lokalne były zakorkowane, więc zdecydowaliśmy się na inny objazd, który wymagał przejazdu bocznymi drogami poprzez Góry Sandia. Podziwiając wspaniałe widoki przejechaliśmy bitą drogą górską nr 165. Była to miła odmiana od monotonii ciągłej jazdy po autostradach.
W Mexicali East, szybko przejechaliśmy przez meksykańską kontrolę graniczną. Dosłownie w ciągu 5 minut, byliśmy w Meksyku, bez pieczątek w paszportach lub innych zbędnych formalności. Mogliśmy swobodnie jechać dalej, aż do Los Cabos na południowym krańcu Kalifornii Dolnej (potocznie Baja [ba-ha]), lecz aby legalnie podróżować w poprzek Meksyku potrzebne były nam jednak dodatkowe dokumenty. Zaparkowaliśmy zatem obok budynków biurowych na granicy i po dwóch i pół godzinie byliśmy w posiadaniu meksykańskich Kart Turystycznych (Forma Migratoria Multiple lub FMM) dla nas i tymczasowego pozwolenia samochodowego (permiso de importación temporal de vehículos) dla Baliosa. Nasze pierwsze zetknięcie się z meksykańską biurokracją nie było aż tak złe. To prawda, że wymagało to trochę czasu, ale wszyscy urzędnicy byli mili i przyjaźni. Z pozytywnymi wrażeniami opuściliśmy meksykańskie przejście graniczne.
Zawsze, te pierwsze kilka godzin jazdy samochodem w nowy kraju są najtrudniejsze. To krytyczny czas, aby nauczyć się szybko lokalnych niepisanych zasad i zachowania na drodze. Na ulicach Mexicali, uderzając mocno podwoziem nauczyliśmy się co to są reductores czyli progi do ograniczenia prędkości umieszczone na każdej ulicy i że bardzo łatwo jest nie zauważyć znaków alto czyli stopu znajdujących się na każdym, nawet najmniejszym skrzyżowaniu. Nie było wątpliwości, byliśmy na południe od USA.
Na obrzeżach Mexicali zjedliśmy nasz pierwszy meksykański posiłek w przydrożnej restaurante specjalizującej się w daniach z owoców morza. Miejsce to było trochę dziwne jak na restaurację. Nie było tam kuchni, wszystkie dania serwowane były na surowo bezpośrednio z wypełnionych lodem pojemników. Nie było to jednak wcale takie złe doświadczenie jeść ośmiornicę w pikantnym sosie słuchając jednocześni meksykańskiej muzyki na żywo.