Ideałem byłoby jechać od razu na północ z Tulear do Morondava i dopiero stamtąd do stolicy Magaskaru Antananarivo nazywanej w skrócie Tana. Wiem, że taki podróż jest możliwa, ale niestety nie w styczniu. Nie wszędzie po drodze są tam mosty, a podczas pory deszczowej wysoki poziom wody w rzece uniemożliwia przejazd. Nie mając innego wyboru, musieliśmy zawrócić i jechać dokładnie tą samą drogą, którą przyjechaliśmy z Tana.
Jadąc jakby po własnych śladach zatrzymaliśmy się ponownie w pięknie położonym hotelu Le Jardin du Roy. Następnego dnia wyruszyliśmy do parku narodowego Isalo. W pobliżu biura parku dokładnie ten sam przewodnik czekał na potencjalnych turystów. Był szczęśliwy widząc nas ponownie, ponieważ nie ma zbyt dużo pracy dla przewodników w tym czasie. Zabrał on nas tym razem do innej części parku. W tym rejonie, Isalo przypomina zachodnią część w Ameryki Północnej. To jakby Capitol Reef lub częściowo Canyonlands w Utah. Podobieństwo wynika z analogicznego pochodzenia geologicznego tych miejsc. Miliony lat temu oba rejony zalane były ciepłymi wodami morza śródlądowego w wyniku, czego doszło do nagromadzenia piaskowca, wapienia i łupków skalnych. Erozja wykonała resztę pracy. To właśnie, dlatego można znaleźć tutaj wiele skamielin morskiego pochodzenia.
Po krótkiej wspinaczce osiągnęliśmy główny płaskowyż Isalo. Napawaliśmy się pięknym widokiem, gdy nasz przewodnik wskazał na stertę kamieni w pobliżu. „To jest kraina plemiona Bara”-powiedział-„nie mieszkają oni już w granicach parku, ale nadal mogą zgodnie z tradycją chować tu swoich bliskich, jest to dla nich święte miejsce.” „Zatem, to musi być grób”-usłyszałem Mateusza stojącego za mną. „ Tak, grób, ale tylko tymczasowy”-padła odpowiedź. Okazuje się, że zgodnie z tradycją, rodziny Bara przygotowują miejsca spoczynku dla swoich zmarłych wewnątrz stosu kamieni. Po czterech, czasami pięciu latach grób zostaje otwarty, a kości wyjęte. Odbywa się wtedy we wsi wielka uroczystość, to znaczy rytuał oczyszczania szczątek. Umyte, luźne kości przenosi się następnie do górskiej szczeliny w skale, gdzie są one starannie złożone. Wejście do groty jest następnie uszczelniane, aby zabezpieczyć grób i pozostałości nieboszczyka przed zwierzętami i potencjalnymi złodziejami.
Słyszeliśmy o ludziach Bara już wcześniej. O tej grupie etnicznej często się wspominało w naszych rozmowach z Malgaszami. „Czy to prawda, że kradzież bydła jest nadal jednym z najważniejszych elementów w kulturze Bara?”-było to pytanie, które koniecznie musiałem zadać. „Tak, młodzi mężczyźni Bara kradną bydło zebu i idą za to do więzienia. Świadczy to o ich męskości. Tylko silny mężczyzna może mieć wiele żon„-nasz przewodnik wyraził to gestem zaciśniętej pięści i dodał-„słabego człowieka, czyli takiego, który nie kradnie zebu nie szanują kobiety.” Bez żadnych wątpliwości, ta od dawna zakazana praktyka jest wciąż żywa. Bez wahania Ewa podążyła z pytaniem-„czy powiedziałeś, że jeden mężczyzna może poślubić wiele żon?”
Pochodzący z Afryki lud Bara to grupa etniczna Madagaskaru, która nadal prowadzi pół-koczowniczy tryb życia. Mieszkają oni w małych wioskach składających się z prymitywnych prostokątnych lepianek. Mężczyźni często chodzą z włóczniami w rękach, jako broń, do ochrony swoich stad zebu, które to z kolei są niezwykle ważne w ich kulturze. Bara w większości nie są chrześcijanami i nadal praktykują stare tradycyjne wierzenia. Nie istnieje, zatem nic, co mogłoby powstrzymać ich od posiadania kilku żon. Z opowieści, które słyszeliśmy nie jest niczym niezwykłym, spotkać rodzinne Bara, gdzie żyją trzy lub cztery żony.