Celem tej podróży była nadbrzeżna część Karoliny Południowej. Aby tam dotrzeć, musieliśmy przejechać 1175 km, odległość którą pokonaliśmy prawie bez przerwy. Z kilku powodów wybraliśmy obszar leśny o nazwie Francis Marion National Forest. Po pierwsze, nie ma tam utwardzonych dróg, po drugie, zupełnie legalnie można tam obozować w lesie, po trzecie jest to lokalizacja blisko historycznego miasta Charleston, gdzie moglibyśmy spędzić czas w ciągu dnia, a co najważniejsze, byliśmy tu wewnątrz pasa całkowitości w trakcie zaćmienie słońca, które miało nastąpić w ciągu najbliższych trzech dni.
Nieustannie śledziliśmy prognozę pogody, mając nadzieję na klarowne niebo w dniu zaćmienia. Jak na razie niebo było błękitne.
Przed rozbiciem obozowiska zatrzymaliśmy się na kilka chwil przy episkopalnym kościele św. Jakuba w odległej części Lasu Francis Marion. Jest to oryginalna budowla wzniesiona w 1768 roku w stylu architektonicznym określanym jako Georgian. Drzwi kościółka były zamknięte, ale nie trudno było zerknąć do środka, aby zobaczyć oryginalne, XVIII-wieczne ławki i ambonę wykonane z drewna. Większość okien była otwarta, aby zapewnić wentylację podczas gorącego i wilgotnego lata.
To była zupełnie jak skandynawska sauna! Wyobraź sobie, nawet gdy jesteś w cieniu, całe ciało jest spocone. Cała odzież i bielizna są nieustannie mokre od potu. Gdy przebywa się na słońcu, to zupełnie jak gdyby odpoczywać w piecyku kuchennym. Cień, potrzebowaliśmy cienia, ale nie pomagało to nam wiele. Upalne powietrze stało nieruchomo. W nocy, gdy spaliśmy w naszym namiocie na dachu, pociliśmy się też nieustannie, dlatego że temperatura powietrza nie spadała poniżej 30C przy niezmiennej dużej wilgotności. Cały czas powietrze było ciężkie i gęste, tak że każdy wdech palił mocno od środka.