W czwartek w środku nocy, wyjechaliśmy z domu. Wczesnym rankiem w sobotę, po przejechaniu nudnych 3200 km, byliśmy w stanie Teksas na granicy z Meksykiem. Przejście graniczne Colombia w okolicach Laredo było opustoszałe. Nasze wizy uzyskaliśmy w rekordowo krótkim czasie. Po 30 minutach, nawet Balios miał swoje pozwolenie w formie wielkiej naklejki na przedniej szybie. Po rocznej przerwie byliśmy z powrotem w Meksyku.
Spędziliśmy resztę tego deszczowego dnia jadąc na południe, kolejne 1000 km non-stop, aż dotarliśmy w okolice Ciudad Valles w meksykańskim stanie San Luis Potosi. Było już po 10 wieczorem. Po trzech dobach w samochodzie potrzebowaliśmy odpoczynku. Postanowiliśmy nie tracić czasu na poszukiwanie obozowiska. Zatrzymaliśmy się w hotelu Taninul Spa, szybki prysznic i do spania. Hotel spa okazał się miejscem okropnym, ale przynajmniej trochę odpoczęliśmy. Nie zaimponowały nam tu basen termalny, naturalna jaskinia, ani ludzie pokrywający swoje ciała błotem.