Jak do tej pory zły omen wisi nad nami, Po kolejnej przymusowej przerwie zdecydowaliśmy się wznowić naszą podróż przez Meksyk. Zmierzaliśmy do granicy z Gwatemalą. Był to spory kawał drogi do przejechania jak na jeden dzień, 800 km w 12 godzin. Noc spędziliśmy w przygranicznym mieście Tapachula w Chiapas. Następnego ranka o 9 stawiliśmy się na przejściu granicznym. Meksykańskie formalności poszły stosunkowo szybko. Następnie wjechaliśmy na most prowadzący do Gwatemali. Dziwnym było oglądać tratwy z ludźmi na rzece. Haitańczyków łatwo rozpoznać po kolorze skóry. Odpychając się od dna za pomocą długiego kija nielegalnie przekraczali oni granicę w biały dzień. Wcześniej facet przy dystrybutorze na stacji benzynowej powiedział nam, że w Tapachula jest już dziesięć tysięcy uchodźców z Haiti. Najprawdopodobniej chcą oni dotrzeć do USA.
Będąc po stronie Gwatemali, koniecznym jest uzyskanie pozwolenia dla pojazdu. To był koszmar. Czekaliśmy w kolejce prawie 6 godzin. Absolutny rekord wszystkich naszych przejść granicznych. Przed nami byli ludzie z dwóch autobusów. Każdy pasażer zgłaszał wszystkie rachunki produktów kupionych za granicą. Był to niekończący się proces. Musieliśmy cierpliwie czekać, oglądając dokładnie ten sam mecz piłkarski trzy razy pod rząd. FC Barcelona kontra Real Madryt, wynik 2:1 dla Realu. Wyczerpani i wściekli opuściliśmy przejście graniczne o 3 po południu. Byliśmy oficjalnie w Gwatemali.
Było już za późno, aby zatrzymać się i zobaczyć któreś z ciekawych miejsc po drodze. Na tej szerokości geograficznej robi się ciemno około 6 wieczorem, ale my musieliśmy kontynuować naszą podróż. Około godziny 8 udało nam się znaleźć bezpieczne miejsce na nocleg. Tym razem zostaliśmy zaproszeni przez lokalnych Gwatemalczyków do biwakowania na ich posesji. Poziom życia jest tam bardzo niski. Wokoło było sporo porzuconych bądź odłożonych na później rzeczy. Zaparkowaliśmy obok niezamieszkanego domu z kilkoma starymi oponami, trzema rdzewiejącymi lodówkami, zlewem na ziemi i wieloma innymi przedmiotami dookoła. To była spokojna noc. Rano pojawił się właściciel, aby się przywitać. Dał nam do zrozumienia, że zapłata nie jest potrzebna. Podarowaliśmy mu dwie koszulki, które sprawiły, że uśmiechnął się szeroko.