Ostatnią noc spędziliśmy niedaleko granicy z Salwadorem. Z samego rana stawiliśmy się na przejściu granicznym. Przekroczenie granicy było prostym zadaniem. Mimo braku kolejek zajęło to jednak dwie pełne godziny. Salwadorczycy nie wymagają żadnych opłat na granicy, koniczne jest tylko wypełnienie kilku dokumentów. Będąc w Salwadorze nadszedł czas na relaks. Zatrzymaliśmy się w El Zonte na wybrzeżu Pacyfiku.
W Salwadorze istnieją dwie oficjalne waluty, dolar amerykański i bitcoin. Każdy bar na plaży akceptuje bitcoin, ale ceny są tu znacznie wyższe niż w sąsiedniej Gwatemali. Mimo że jest to jedno z najpopularniejszych nadmorskich miasteczek w kraju, El Zonte jest wyraźnie biedne, tylko główna droga jest utwardzona, wszystkie inne ulice to drogi gruntowe. Dni są tu bardzo gorące. Nawet po zachodzie słońca nie ma bryzy od morza. Upalne powietrze po prostu wisi bez ruchu. Czarny wulkaniczny piasek i skały to wszystko, czego można się tu spodziewać. Plaża El Zonte jest popularna wśród bogatszych Salwadorczyków i młodych amatorskich surferów z całego świata.
Po trzech dniach opuściliśmy salwadorskie miejsce wypoczynku i pojechaliśmy na wschód. Naszym celem było spędzenie nocy w pobliżu granicy z Hondurasem, a to dlatego, że następnego dnia zaplanowaliśmy przejazd przez dwa przejścia graniczne. Chcieliśmy dotrzeć do Nikaragui. Z doświadczenia wiedzieliśmy, że zajmuje to dużo czasu. Zaraz po zachodzie słońca znaleźliśmy się w wiosce Cerro Pelon nadal w Salwadorze. Przespacerowałem się wokoło wsi pytając mieszkańców o możliwość zaparkowania naszego jeepa na noc. Niemal wszyscy chętni byli nas przyjąć. Ostatecznie wybrałem jeden z „ogródków”. Nie było jednak wielkiej różnicy, gdzie się zatrzymamy. Zaparkowaliśmy między szopami z cegieł, blachy i desek. Nasze otoczenie było mistyczne. W „kuchniach” na otwartym powietrzu migoczące ogniska, wokoło gęsty dym. Z wnętrz domostw dochodziło nikłe światło pojedynczej żarówki. Między drzewami sylwetki ludzkie. Śmieci były wszędzie, ale na szczęście nie były wyraźnie widoczne po zmroku. W takim miejscu kulinarnie zdani byliśmy na siebie, czyli spaghetti jak zwykle. Po objedzie, zapadliśmy w głęboki sen w czystej pościeli na dachu naszego samochodu.