Po opuszczeniu Granady udaliśmy się w kierunku granicy z Hondurasem. Po drodze chcieliśmy zobaczyć starożytne ślady stóp z przed dwóch tysięcy lat odbite przez grupę ludzi w błocie wulkanicznym. To jedna z wyjątkowych atrakcji w Nikaragui. Niestety nie mogliśmy ich podziwiać. Muzeum Archeologiczne znajduje się w biednej dzielnicy stolicy kraju, Managua. Gdy tam dotarliśmy, okazało się, że muzeum jest za murem, brama zamknięta, a po okolicznych ulicach leniwie krążyło wielu mieszkańców. Byliśmy wyraźną sensacją. Nie było sensu parkować tam samochodu, nie czuliśmy się bezpiecznie.
Na jutro zaplanowane były dwie granice do przejechania, zatem chcieliśmy zbliżyć się jak najbliżej do pierwszej z nich. Ktoś polecił nam spędzenie nocy w wiosce Villanueva. Okazało się to być bardzo biedne domostwo, podwórko francusko-nikaraguańskiej rodziny, gdzie mogliśmy obozować. Ludzie decydują się mieszkać w nieoczekiwanych miejscach. Zaparkowaliśmy obok szopy, która była ich domem, a przed nią stała zardzewiała ciężarówka. Po tradycyjnej kolacji spaghetti, którą sami przygotowaliśmy, poszliśmy spać w naszym wygodnym i czystym namiocie na dachu.
Francuz szczerze cieszył się z naszej wizyty. Nie żądał żadnych pieniędzy. Byliśmy mu bardzo wdzięczni za jego życzliwość i w geście podziękowania zostawiliśmy przed wyjazdem rano małe prezenty dla dzieci i całej rodziny. Wyruszyliśmy wcześnie. Granice jak zwykle to próba cierpliwości. Mając już doświadczenie, staraliśmy się kierować całym procesem najlepiej jak potrafiliśmy. Niestety, na pierwszej z nich czekaliśmy w długiej kolejce, aby dostać pieczątkę w paszporcie. Do tego dodać trzeba konieczne formalności dla Baliosa, w sumie dwie i pół godziny. Z Nikaragui przejechaliśmy przez skrawek Hondurasu, wreszcie druga granica i byliśmy w Salwadorze.
Nie jest łatwo znaleźć dobre miejsce na biwak podczas podróży po Salwadorze. Zaopatrzeni w wiedzę innych overlanderów, bezpośrednio z granicy udaliśmy się do Laguna de Alegría. Z głównej drogi wspięliśmy się stromo pod górę. Było warto. Na wysokości 1400 m / 4600 stóp doświadczyliśmy zapierającego dech w piersiach widoku na okoliczne wulkany, ale jeszcze nie byliśmy u celu. Musieliśmy wjechać do wnętrza stożka wulkanicznego. Będąc w środku mieliśmy cały krater z otaczającymi nas stromymi, wysokimi ścianami tylko dla siebie.
Rzadko zdarza się być wewnątrz głębokiego krateru, jeszcze rzadziej można zobaczyć w nim turkusowe jezioro. Uśpiony wulkan Tecapa kryje w sobie piękną Lagunę Alegría. Dzięki minerałom znajdującym się w glinie wulkanicznej woda ma olśniewająco zielony kolor. Będąc w kraterze wypełnionym jeziorem czułem się jak mrówka w ogromnej miednicy. Co za przeżycie spędzić całą noc w kraterze.