W drodze przez Salwador wjechaliśmy do starożytnego regionu rządzonego niegdyś przez Majów. Przekroczyliśmy symboliczną południową granicę mezoameryki. Małe stanowisko archeologiczne, które odwiedziliśmy miało jak na razie bardzo ograniczone badania. Wiadomo jest tylko, że rozwój miasta rozpoczął się około 900 roku p.n.e. i został przerwany przez wybuch wulkanu w roku 250. Miasto ponownie prosperowało między 600 a 900 rokiem naszej ery. W tym czasie San Andrés było lokalną stolicą z populacją prawdopodobnie 12 tys. mieszkańców. Miasto to utrzymywało kontakty handlowe z innymi ważnymi ośrodkami władzy Majów, takimi jak Tikal czy Caracol, ale najsilniejsze powiązania istniały z Copán.
Tylko dwie piramidy i jeden taras ceremonialny w San Andrés zostały częściowo zrekonstruowane. Trzeba użyć wyobraźni, żeby zobaczyć rozległy obszar starego miasta. Obecne dowody archeologiczne wskazują, że centrum ceremonialne miasta miało duży akropol (część dostępną wyłącznie dla klasy wyższej) i było podzielone na dwie oddzielne siedziby władzy. Wszystkie główne budowle ceremonialne otoczone były dzielnicą mieszkalną.
To zabawne, że z powodu ograniczeń Covid-19 lokalne przepisy ograniczyły nasz czas zwiedzania San Andrés do 45 minut, w tym nie więcej niż 5 minut na wizytę w toalecie.
Godzinę później byliśmy w San Cristobal, mieście przygranicznym z Gwatemalą. Drogę blokowało mnóstwo ciężarówek, ale udało nam się je ominąć. Ta granica zajęła nam „tylko” 1 godzinę i 15 minut. Było wczesne popołudnie, postanowiliśmy ruszyć do Hondurasu. Po kolejnych trzech godzinach jazdy przez góry znaleźliśmy się na przejściu granicznym, naszą czwartą granicą w ciągu ostatnich 36 godzin. Ku naszemu zaskoczeniu szlaban był zamknięty. Poinformowano nas, że granica zamykana jest się o godz. 6-tej po południu. To było nieoczekiwane, byliśmy pod bramą 5 minut przed godziną szóstą. Nie można było nic na to poradzić, wszyscy pracownicy właśnie wracali do domu. Czekała nas kolejna godzina jazdy powrotnej, aby zatrzymać się w miłym miejscu na noc. Był to biwak na obrzeżach hotelu La Caballeriza w Gwatemali