Plan był taki, żeby zrobić sobie przerwę w tej wyprawie i lecieć do domu na święta. Podobnie jak wcześniej w październiku, głównym problemem było jednak znalezienie bezpiecznego miejsca dla Baliosa do czasu naszego powrotu. Tym razem zdecydowaliśmy się na zawrócić do Meksyku. Overlander Oasis w Santa Maria del Tule pomogła nam znaleźć odpowiednie miejsce dla Jeepa.
To jest długie 12 godzin jazdy od granicy z Gwatemalą do Tule. Pogoda była gorąca z temperaturami sięgającymi 27 °C. Nie czuliśmy wielkiej monotonii gdyż w wielu miejscach na drodze napotykaliśmy niezwykłą jak dla nas pielgrzymkę wiernych. Jechały tam wolno ciężarówki, furgonetki lub inne samochody ozdobione wizerunkami Matki Boskiej z Guadalupe. Za nimi biegli pojedynczy pielgrzymi. Ludzie z wielu wiosek pielgrzymowali do San Cristobal w Chiapas, aby uczcić objawienie, które wydarzyło się 12 grudnia prawie 500 lat temu. Pojazdy często nosiły slogan „ostrożnie antychryści”. Widzieliśmy już wiele pielgrzymek w Meksyku, ale ta była inna. Każda grupa nosiła znicz tak samo jak olimpijczycy, biegnąc w upale po gorącym asfalcie w dzień i w nocy. Była to niczym sztafeta, biegł jeden pielgrzym, a pozostali zmiennicy odpoczywali ma pace ciężarówki. Niektórzy pielgrzymi okazywali nawet swoje oddanie dla Marii biegając boso.
Około dwie godziny przed Tule zauważyłem, że akumulator pomocniczy całkowicie jest rozładowany. Zmęczony długą jazdą nie zwracałem na to większej uwagi. Nawet gdy bateria była wyczerpana, wszystkie podłączone do niej urządzenia, takie jak lodówka, na przykład, działały dzięki alternatorowi który nieustannie dostarczał prąd. Jednak w chwili, gdy dotarliśmy do Tule, zapaliła się lampka akumulatora. Był to bardzo zły znak. Jeden akumulator zepsuty, a na dodatek umierający alternator. Jedyną dobrą rzeczą w tej sytuacji był fakt, że dotarliśmy do Tule.