Nadszedł czas, aby podjąć właściwą decyzję. Wiele krajów Ameryki Środkowej wkrótce zamknie swoje granice w ramach środka mającego na celu powstrzymanie COVID-19. Co zrobimy, jeśli utkniemy na przykład w Salwadorze lub Nikaragui? W tym czasie nawet Meksyk może zamknąć swoją granicę. Było zbyt wiele niepewności i z dnia na dzień sytuacja zmieniała się na gorsze. Decyzja była trudna, ale nie mieliśmy innego wyjścia, jak zmienić plany. Tym razem nie pojedziemy niestety do Panamy. W zamian popodróżujemy po Chiapas w południowej części Meksyku. Jest okazja poznać część świata Majów, którą z braku czasu pominęliśmy wcześniej. Jestem pewien, że są tam ciekawe miejsca. Meksyk jest tak różnorodny. Jak na razie jest tu bardzo mało zachorowań, podróżowanie wydaje się być bezpieczne.
Szybko zbudowaliśmy spontaniczny plan tej części wyprawy po Świecie Majów. Naszym pierwszym przystankiem było kolonialne miasto San Cristóbal de las Casas i kamping St. Nicolas.
Następnego dnia chcieliśmy zobaczyć region zamieszkały przez rdzennych mieszkańców Majów Tzotzil. Rano pojechaliśmy do Chamula, położonej w niewielkiej odległości od San Cristóbal. Jest to rejon, gdzie mieszka tylko ludność rdzenna mówiąca miejscowym językiem Tzotzil. Meksykańska policja i wojsko nie mają tam wstępu. Chamulowie mają własne siły porządkowe. Jest to również miejsce, gdzie znajduje się kościół inny niż wszystkie w Meksyku.
Wiekowy kościół San Juan wygląda malowniczo dzięki bielonym ścianom i jaskrawo pomalowanemu wejściu. U góry fasady jak zwykle znajduje się krzyż. Mogłyby to być typowy kościół Ameryki Łacińskiej, w środku jednak zauważyliśmy wiele nieoczekiwanych i niepowtarzalnych elementów. Po wejściu, przytłoczył nas zapach palonych świec, których tysiące ustawionych jest po bokach. Nie ma tam ławek ani ołtarza. Cała podłoga pokryta jest dywanem z długich zielonych igieł sosnowych. Wzdłuż ścian kościoła stoją drewniane figury katolickich świętych. Indianie siedzą na podłodze w małych grupach. Przed rozpoczęciem ceremonii odsuwają igły z podłogi wokół siebie i przyklejają dużą ilość cienkich świec bezpośrednio na kamiennej posadzce. Liczba, rozmiar i kolor świec zależy od typu schorzenia, które ma być uzdrawiane. Majowie wierzą, że światło reprezentuje życie, każdy człowiek nosi w sobie światło. Świece potrzebne są do leczenia i ochrony duszy i ciała. Zapalone świece pomagają uwolnić ducha leczonych. Świece muszą się całkowicie wypalić, ponieważ są ofiarą dla Boga i Świętych. Ceremonia odprawiana jest się głośno w języku Tzotzil. Ci, którzy sami nie umieją odprawiać modlitw, zatrudniają szamana. Podczas modlitwy wszyscy siedzą na podłodze, poruszając ciałem rytmicznie, czasami płacząc i wielokrotnie robiąc znak krzyża. Coca-Cola jest ważną częścią rytuału. Rozchlapuje się ją nad zapalonymi świecami. Jednak najpotężniejsze w wyciąganiu złych duchów i chorób są kury. Te żywe ptaki są często używane w rytuale składania ofiar. Podczas modlitwy są one kilkakrotnie unoszone nad świecami, aż do momentu ich zabicia przez pociągnięcie szyi. Usłyszeć można wtedy tylko słaby trzask urywanej głowy. Modlitwa trwa. Jeden z uczestników mocno trzyma trzęsącego się ptaka, aby nie pozwolić mu uciec. Cała ceremonia kończy się łykiem pox (czyt. „posz”), lokalnego mocnego trunku z kukurydzy, trzciny cukrowej i pszenicy.
Te wyjątkowe obrządki są wynikiem mieszanki silnych wierzeń Majów i wielu lat chrystianizacji wprowadzonej przez hiszpańskich misjonarzy w połowie XVI wieku. Dla pierwotnych Majów niezmiernie ważne były rytuały upuszczania krwi i składania ofiar ludzkich. Teraz zastąpione jest to składaniem ofiary w postaci życia kury. W Chamula nie ma standardowych mszy katolickich. Kultywowane są tu tylko własne rytuały, do których nie są potrzebni kapłani, lecz tylko lokalni szamani.
Zastanawiałem się, co się dzieje z martwymi kurami. Czy zabierają je do domu do zjedzenia, niekoniecznie? Na lokalnym targu obok kościoła znaleźliśmy wskazówkę. Na jednym ze straganów wystawionych jest na sprzedaż wiele oskubanych kurczaków, wszystkie z ukręconą szyją.
Z Chamula udaliśmy się do San Lorenzo Zinacantán, małej wioski zamieszkałej również przez rdzennych Majów Tzotzil. Kościół San Lorenzo jest bardziej tradycyjnym katolickim miejscem w porównaniu do tego w Chamula. Dominikanie zbudowali go już w 1546 roku. Była niedziela i mogliśmy być świadkami lokalnego wesela. Odzież z haftowanymi kwiatami w kolorze różowo-fioletowym była jedynym rodzajem odświętnego stroju zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn.