W ciągu najbliższych dni pragnęliśmy nurkować kilkakrotnie. Niestety, już pierwszego dnia dotarły do nas wieści o silnym cyklonie na Pacyfiku, zmierzającym dokładnie w naszym kierunku. Podczas naszego pierwszego nurkowania, zaskoczyły wszystkich bardzo trudne warunki w wodzie. Na powierzchni, musieliśmy walczyć z silnym prądem i wiatrem. Huśtaliśmy się na wysokich falach jak w wahadle. Każdy, kto puścił się liny rzuconej z łódki znikał z pola widzenia w ciągu dosłownie kilkunastu sekund. Nagła zmiana pogody sprawiła, że mieliśmy bardzo utrudniony powrót do łodzi. Zapamiętamy tę przygodę na długo. Drugie nurkowanie tego dnia i wszystkie inne nurkowania w dniach kolejnych zostały odwołane. Przystań w Cabo San Lucas została zamknięta. Wszystkie restauracje w naszym hotelu były nieczynne. Tak jak wszyscy inni goście hotelowi, dwa razy dziennie otrzymywaliśmy aktualne informacje o zbliżającym się cyklonie. Uroczysta kolacja w dniu Święta Dziękczynienia nie była serwowana w restauracji przy basenie jak tego oczekiwaliśmy początkowo, lecz po prostu w zwykłej sali balowej bez okien.
Z biegiem dni, cyklon o imieniu Sandra przybrał na sile osiągając kategorię 4. Jednak z powodu obszaru uskoku wiatru, który napotkał na swej drodze, front osłabł drastycznie zanim zdołał dotrzeć do wybrzeża. Ogromny i silny cyklon został złapany w subtropikalny prąd strumieniowy i został zredukowany do depresji tropikalnej. W wyniku tego nie było żadnych silnych wiatrów, ani powodzi. Pogoda poprawiła się w niedzielę, wyszło słońce, ale my wyjeżdżaliśmy już w tym dniu. W południe, odstawiliśmy Mateusza na lotnisko. Ewa i Maciek podążyli z powrotem do La Paz, aby złapać prom do Mazatlan.
Wczesnym popołudniem, wsiedliśmy na statek. Wiedząc, że rejs promu był odwołany dwa dni wcześniej, byliśmy bardzo szczęśliwi, że tym razem wszystko przebiegało zgodnie z harmonogramem. Opuszczaliśmy Kalifornię Dolną. Jutro mieliśmy dotrzeć na kontynent, do Meksyku. Rozpocząć miała się nowa część naszej podróży.