Rankiem następnego dnia zrobiliśmy szybki objazd wokół miasta Tequila. Miejsce to zrobiło na nas dość dobre wrażenie, typowe kolonialne miasteczko w Meksyku. Podobały nam się wąskie brukowane uliczki i stara hiszpańska zabudowa. Tequila nie musi być destylowana w Tequila, ale większość destylarni znajdują się tutaj. Nie jest trudno natknąć się na kilka z nich. Miasto otoczone jest polami upraw błękitnej agawy, z której to produkowany jest słynny meksykański trunek. Naszym następnym przystankiem był Guachimontones, miejsce mezoamerykańskie w pobliżu.
Starożytne wykopaliska o nazwie Los Guachimontones znajdują się w północnym regionie Mezoameryki i należały niegdyś do społeczeństwa nazywanego dziś Teuchitlán. Ta przed hiszpańska grupa społeczna istniała od 300 roku p.n.e. do prawdopodobnie 900 naszej ery. Guachimontones było centrum rytualnym. Jest to wyjątkowe miejsce wśród innych archeologicznych ruin tego regionu z powodu dobrze zachowanych okrągłych piramid otoczonych cyrkularnym kompleksem innych struktur kamiennych. To był układ sakralny, projekt inspirowany był przez strumieniami wiatru, ruchem gwiazd i położeniem punktów kardynalnych na niebie. Znajdująca się w środku takiego układu piramida schodkowa posiadała tylko pojedynczy słup na swym szczycie. Przeznaczony był on dla kapłanów, którzy wykonywali tam rytuały bóstwa wiatru, Ehecatl. Aby udawać ptaka, szaman kołysał się w transie wspinając się wysoko na słupie. Około roku 900 n.e., pod naporem sąsiednich kultur, okrągłe piramidy zaczęły być zastępowane przez budowle prostokątne tak powszechne w Mezoameryce.
Podobnie do innych kultur Mezoameryki, lud Teuchitlan miał swoją własną wersję gry w piłkę powszechnie nazywanej Ulama. Była to bardziej rytualna ceremonia niż zabawa. Na dużym boisku dwie drużyny rozgrywały mecz w celu rozwiązywania konfliktów między społecznościami. Było to przygotowanie do wojny, a czasem droga do uniknięcia konfliktów jako substytut konfrontacji militarnej. Ciężką gumową piłkę w celu przebicia na stronę przeciwnika dotykać można było tylko biodrami. Najbardziej dziwnym dla nas, może być fakt, że często zwycięska w grze drużyna, albo przynajmniej jej kapitan byli zabijani. Śmierć zwycięzców składanych w ofierze była aktem wyzwolenia pozytywnej energii, która zwracana była bogom. Dzięki temu bogowie mogli odwzajemnić się ludziom pomocą w tworzeniu życia poprzez sprzyjające warunki pogodowe, udane zbiory, itp.
Po zmroku, gdy było już późno, zatrzymaliśmy się w mieście La Piedad (co znaczy pobożność), kolejnym obrzydliwym miejscu wzdłuż naszej drogi w poprzek Meksyku. W żaden sposób nie było naszą intencją, by tracić czas w tym nudnym miejscu. Tak się przypadkowo zdarzyło, że to tam właśnie zdecydowaliśmy się znaleźć bezpieczne schronienie, aby spędzić noc. Było to podwórko hotelu San Jose, kolejne 100 peso (7 USD) za noc. Mogliśmy tam spokojne spać w namiocie na dachu, ale nie byliśmy w stanie tam gotować. Głodni, wzięliśmy taksówkę aby znaleźć coś do jedzenia. W samym centrum natknęliśmy się na piękny rynek pełen świeżych kwiatów, imponującą katedrę, ale ani jednej restauracji. Rozczarowani wróciliśmy do hotelu. Po drodze dostrzegliśmy, całkiem przyzwoitą restaurację w innym hotelu, zaledwie 100 metrów od naszego lokum. Tajemnicą pozostanie, dlaczego wszyscy ludzie, których pytaliśmy, w tym taksówkarze nie wspomnieli nic o tym miejscu, które było przecież tak blisko?