Wczoraj po przekroczeniu granicy udaliśmy się do miejsca, gdzie chcieliśmy przenocować. Będąc w Kostaryce szybko zorientowaliśmy się, że ten kraj nie jest tak piękny, jak myśli większość obcokrajowców. Poza głównymi centrami turystycznymi wszystko wygląda tu tak samo jak w każdym innym kraju tego regionu, bardzo biedne. Niski poziom życia znajduje odzwierciedlenie w wyglądzie wiosek, przez które przejeżdżaliśmy. Poza tym tego wieczoru i przez całą noc nieustannie lało. Miejsce, w którym mieliśmy się rozbić okazało się być morzem błota otoczonym ruderami. Przybyliśmy tu, bo byli tu przed nami inni podróżnicy lądowi. Dla nas jednak, pobyt tam nie zapowiadał niczego przyjemnego. Alternatywą był przejazd do drugiego miejsca na naszej liście, oddalonego o dwie godziny drogi. W krajach trzeciego świata nie można obozować gdziekolwiek się chce. Trzeba mieć pewność, że jest to sprawdzone bezpieczne miejsce.
Dziś rano obudziliśmy się na kempingu z widokiem na stożkowy wulkan Arenal. Błękitne niebo było tak piękne i relaksujące, kontrastując z szarym błotnistym deszczem ostatniej nocy. Na lokalnych drogach podróż była bardzo powolna. Kostaryka to kraj nastawiony na turystykę, ale na wszystkich bocznych drogach panuje zaraza niezliczonych dziur wypełnionych wodą deszczową i niewidocznych w ciemności.
W pobliskiej miejscowości La Fortuna, zauważyliśmy wielu turystów. Podróżują oni głównie w grupach z przewodnikiem i nie doświadczają drugiej i mniej odwiedzanej strony kraju. Niestety pojechaliśmy trasą zorganizowanych wycieczek i odwiedziliśmy jedno z miejsc, gdzie znajdują się wiszące mosty. Mistico Hanging Bridges Park (wiszące mosty Mistico) był najbliżej. Prawda jest taka, że mosty w koronach drzew dają inną perspektywę obserwacji, ale spacerowanie po betonowych ścieżkach między nimi przypomina raczej park rozrywki, a nie unikalny ekosystem lasu deszczowego. Najważniejsze jest to, że chcieliśmy tego doświadczyć, aby mieć własne zdanie. Wizyta w tym miejscu nie wzbudziła w nas emocji.
Aby dojechać do Monteverde objechaliśmy jezioro Arenal. Po drodze zatrzymaliśmy się, aby zobaczyć wodospady Viento Fresco zarządzane przez lokalną społeczność. Wizyta tam okazała się miłym przeżyciem. Idąc stromymi ścieżkami w lesie, mieliśmy wszystkie wodospady tylko dla siebie. Nie napotkaliśmy nikogo. Doświadczenia obcowania z dziką przyrodą były znacznie bardziej autentyczne niż wiszące mosty. Dzięki tej wędrówce dzień nie był stracony. Z czterech wodospadów w tej okolicy udało nam się zobaczyć trzy. Zaczęło padać i zrobiło się za ciemno na ostatni. Deszcz towarzyszył nam w drodze powrotnej do samochodu. Nie przestało padać aż do następnego ranka.