Rdzenni mieszkańcy Kostaryki stanowią tylko 2,4% populacji. Spośród ośmiu oficjalnie uznanych plemion Boruca słyną z charakterystycznych drewnianych masek. Rano pojechaliśmy odwiedzić wioskę Boruca. Z nad wybrzeża droga gruntowa wspinała się ostro na wysokość 500 metrów. Sama wieś Boruca nie jest zbyt ciekawa. Kilka domów i jeden sklep wielobranżowy. Lokalne muzeum komunalne było w remoncie, ale udało nam się zobaczyć naszą pierwszą kamienną kulę. Zatrzymaliśmy się oczywiście w dwóch lokalnych galeriach sztuki, Maski były nowe, rzeźbione i malowane kolorowo jako typowe pamiątki. Sztuka, którą sprzedają tu, ewoluowała zbyt mocno będąc na granicy kiczu.
Aby zobaczyć więcej kamiennych kul, udaliśmy się do Palmar Sur. Wiele z nich jest łatwych do zauważenia. Trochę dziwne jest oglądanie sztuki prekolumbijskiej w publicznym parku w małej wiosce. Każda z kul ma inny rozmiar, ale wszystkie wyglądają niemal idealnie w swej krągłości. Oczywiste jest, że wszystkie zostały przeniesione ze swoich pierwotnych lokalizacji, ale Palmar Sur i okolice to miejsce, w którym znaleziono większość z nich. Kamienne kule stały się w Kostaryce symbolem tożsamości narodowej.
Aby zdobyć więcej informacji na temat tajemniczych kamiennych kul, zatrzymaliśmy się w Batambal. Stanowisko archeologiczne jest w miejscu, gdzie ludzie aktywni byli od roku 600 do 1500. Początkowo była to zwyczajna wioska, w której używano kamiennych narzędzi, ale od 800 rne miejsce to wykorzystywane było do czynności obrzędowych. To wtedy postały platformy skalne, kamienne kule i inne rzeźby.
Ludy Diquis zamieszkiwały ten region aż do przybycia Europejczyków w latach trzydziestych XVI wieku. Kultura Diquis związana z kamiennymi kulami wymarła po hiszpańskim podboju. Niewiele wiadomo o nich, czy o kamiennych kulach, które stworzyli. Dowody archeologiczne w Batambal sugerują, że większość kamiennych rzeźb, w tym znalezionych tu kul, zostało symbolicznie robitych w ramach ceremonii i rytuałów.
Z Batambal pojechaliśmy w kierunku Panamy. Po typowych dwóch godzinach spędzonych na niekończącej się papierkowej robocie i chodzeniu między różnymi okienkami, przekroczyliśmy granicę. O godzinie 8 wieczorem, po kolejnych trzech godzinach w drodze dotarliśmy do La Isleta, bardzo miłego i bezpiecznego miejsca na nocleg.