Obozowaliśmy w Gwatemali godzinę jazdy od granicy z Hondurasem. Po porannym gorącym prysznicu z wodą podgrzewaną przez silnik Jeepa wyruszyliśmy do Copán. Drogę do granicy przejechaliśmy dzień wcześniej już dwukrotnie. Wszystko to z powodu zamkniętej granicy. Dzisiaj ta sama droga zajęła nam dwa razy więcej czasu. Było to spowodowane zamknięciem drogi z powodu remontu. Czekaliśmy w samochodzie, obserwując miejscowych w otwartych pickupach. Wszyscy, łącznie z kobietami i nastolatkami, mieli zwyczaj obfitego plucia raz na kilka minut. Na dłuższą metę było to obrzydliwe. Graniczne formalności załatwiliśmy w rekordowym czasie 20 minut. Stało się tak, ponieważ nie anulowaliśmy Hondurasowego pozwolenia na samochód, gdy wjeżdżaliśmy do Salwadoru dwa dni wcześniej. Dzięki temu zaoszczędziliśmy teraz czas i pieniądze. Warto dodać, że ta granica Gwatemala-Honduras jest niezwykła dla Ameryki Środkowej. Nie ma tu oddzielnych i oddalonych od siebie budynków dla każdej ze stron. Urzędnicy z obu krajów dzielą na granicy jeden wspólny budynek.
Po przybyciu do miasta Copán Ruinas zaparkowaliśmy Baliosa na terenie hotelu El Bosque i wyruszyliśmy, aby poznać okolicę. Niemal natychmiast wynajęliśmy miejscowy tuk-tuk, który zawiózł nas do prekolumbijskiej porodówki, miejsca w lesie, gdzie kobiety Majów rodziły swoje dzieci.
Stanowisko archeologiczne Los Sapos (czyli ropuchy) na południe od Akropolu Copán zawiera niewielki zestaw rzeźbionych skał, wśród których wyróżniają się niektóre w kształcie ropuch. Takie rzeźby z późnego okresu klasycznego były popularne na terenach wiejskich Doliny Copan. Uważa się, że były one częścią ludowego kultu płodności i oznaczały miejsca, w których kobiety rodziły swoje dzieci. Pozycje porodowe matek Majów to na stojąco lub lub klęcząc. Wymagało to obecności ojca, ponieważ w czasie porodu matka trzymała się właśnie jego. Położna asystowała przez cały czas. To ona miała wiedzę jak przyjmować poród i jak leczyć noworodka i matkę.