Po zwiedzeniu ruin Takaliku Abaj udaliśmy się prosto do granicy, zaledwie godzinę jazdy samochodem. Istnieją dwa alternatywne przejścia graniczne pomiędzy Meksykiem i Gwatemalą, położone blisko siebie. Mając złe doświadczenia z Ciudad Tecun Umanthe w przeciwnym kierunku, tym razem wybraliśmy El Carmen. Po gwatemalskiej stronie było wielu ludzi nękających nas (proponujący asystę, wymianę pieniędzy, itp.), ale udało nam się ich odprawić. Krótki przejazd na stronę meksykańską i zostaliśmy odprawieni w sumie w 40 minut. Było to dużo lepiej niż 6 godz., zmarnowane miesiąc temu.
Nie było zbyt późno, gdy wjechaliśmy do Meksyku, zatem kontynuowaliśmy jazdę na północ. Po drodze napotkaliśmy blokadę drogi spowodowaną przez haitańskich migrantów idących pieszo w kierunku USA. Było ich setki. Policja meksykańska zatrzymała ich w pewnym miejscu, co wywołało zakłócenie ruchu na drodze. Wydawało się, jak gdyby haitańscy migranci, których widzieliśmy miesiąc temu na granicy w Tapachula w stanie Chiapas, zniecierpliwili się i postanowili iść na północ. Było tam wielu młodych ludzi z dziećmi. Trudno się dziwić. Odwiedziliśmy Haiti nie tak dawno widząc przerażającą biedę na własne oczy. Młodzi ludzie szukają lepszej przyszłości. Na noc zatrzymaliśmy się w sąsiedztwie przydrożnego Hotelu San Rafael, 5 godz. od granicy.
Następnego dnia rano zjedliśmy śniadanie w przydrożnej restauracji. Z reguły długo śpimy. W drogę wyruszyliśmy o 10 rano. Podążaliśmy drogą wzdłuż Pacyfiku. Nie wszytko jednak poszło zgodnie z oczekiwaniami. W miejscu, w którym mieliśmy skręcić w stronę gór w kierunku Oaxaca, droga była zamknięta. Była to blokada zorganizowana przez lokalną społeczność. Nie mam pojęcia, jakie były ich postulaty, ale nie przepuszczono ani jednego samochodu. To była jedyna droga. Nie mogłem znaleźć objazdu na mapie. Był to obszar bez miast i wsi, dookoła tylko góry. Nie było innego wyjścia, musieliśmy jechać dalej wzdłuż wybrzeża.
Alternatywna droga prowadziła nas przez górską wioskę San Jose del Pacifico. Pożegnaliśmy się po definitywnie z Oceanem Spokojnym i wspięliśmy się z poziomu morza na 2800 m. Gdy słońce postanowiło zajść, byliśmy ponad chmurami. Takich zachodów słońca nie przeżywa się codziennie. Są to niezapomniane chwile. O 11 w nocy byliśmy w Tule. To był długi dzień, 13 godzin w samochodzie.