Naszym miejscem obozowania był San Miguel RV Park, który na swoim terenie posiada również korty tenisowe. Emeryci, niektórzy z nich z USA, grali tu mecze od wczesnych godzin porannych. W Meksyku nie częsty to obrazek, tu raczej nie ma zwyczaju grania w tenisa.
Byliśmy w San Miguel de Allende, kolonialnym mieście, które powstało dzięki profitom z wydobycia srebra. W połowie XVIII wieku miasto było u swego szczytu. To był czas, kiedy zbudowano większość jego pałaców, dużych rezydencji i kościołów. Populacja osiągnęła wówczas 30 tys., dla porównania Nowy Jork liczył wtedy tylko 25 tys. mieszkańców.
Dobra koniunktura skończyła się definitywnie, gdy srebro straciło na wartości, a kopalnie zostały zamknięte. Populacja miasta wówczas gwałtownie spadła. Piękno tego kolonialnego miasta i tanie nieruchomości zaczęły przyciągać artystów w pierwszej połowie XX wieku. San Miguel de Allende zachowało swój kolonialny wygląd i barokową architekturę. Dziś przyciąga emerytów kanadyjskich i amerykańskich. Na ulicach często mówi się po angielsku.
W San Miguel de Allende odnaleźliśmy wyjątkowy charakter miasta. Wyróżnia się ono w całym Meksyku. Nie chodzi tu tylko o urok historycznego centrum z dobrze zachowanymi uliczkami o pięknej kolonialnej architekturze, ale także o fakt, że znaleźć można tu wiele wspaniałych barów i restauracji. Panuje tu turystyczna atmosfera, ale w pozytywny wydaniu, bo tak naprawdę masowa turystyka jeszcze tego miejsca nie odkryła.