Po leniwym czasie w hotelowej hacjendzie pojechaliśmy do Izamal, aby zatrzymać się na kempingu prowadzonym przez Haralda, pochodzącego z Austrii. Nadszedł czas, aby umyć Baliosa i dokładnie posprzątać jego wnętrze. Upał i wilgotność były nie do pobicia. Proste prace okazywały się niezwykle trudne do realizacji. Zajęło nam to z Ewą dobre pół dnia, po południu pojechaliśmy do Chiquilá w stanie Quintana Roo. Dotarliśmy do brzegu Zatoki Meksykańskiej na północnym wybrzeżu Półwyspu Jukatan. Tu zostawiliśmy samochód, a sami udaliśmy się promem na wyspę Holbox. Byliśmy w innym świecie.
Holbox (czyt. holbosz) to całkowite przeciwieństwo popularnego Cancun, który znajduje się stosunkowo blisko. Holbox nie ma samochodów, lokalny transport po piaszczystych drogach odbywa się wyłącznie wózkami golfowymi. Na tej wyspie nie odczuwa się wielu turystów, wszystkie budynki niższe są od otaczających je drzew palmowych i to niezwykle spokojne, nieskończenie długie wybrzeże.
Płytka laguna jest domem dla setek flamingów. Niezapomnianym przeżyciem było dla nas przejście wielu kilometrów w wodzie tylko do kolan. Obserwowanie kolonii flamingów z niewielkiej odległości to wielka atrakcja. Są one takie piękne. Z długimi nogami i smukłymi szyjami ptaki te wyglądają bardzo dostojnie. Równie dostojnie wyglądają one w czasie snu stojąc na jednej nodze, z głową pod skrzydłem.
Dlaczego właściwie flamingi są różowe? Można pomyśleć, że to ich naturalny kolor. Nie jest to prawdą. Flamingi rodzą się białe. Ich kolor zależy od ich diety. Ptaki te jedzą glony i krewetki zawierające pigmenty zwane karotenoidami. Cząsteczki pigmentu są wchłaniane i osadzają się w piórach, zmieniając ich kolor.
Z Holbox wróciliśmy ponownie do Izamal. Nadszedł czas, aby z pobliskiego z lotniska w Meridzie polecieć do domu. Balios miał swoje bezpieczne miejsce odpoczynku na kampingu w Izamal. Musi tam poczekać do czasu gdy po niego wrócimy by kontynuować naszą wyprawę po Świecie Majów.